Gdyby nie kilka rzeczy, które Cię przygniatają
do gleby.
Wszystko dobrze się układa, czujesz że jest
coraz lepiej, a twoje życie w końcu zaczyna być znośne.
I nagle boooom! Staje się coś, co w kilka sekund sprowadza cię do parteru wymierzając
przy tym kilka kopów w brzuch, a odchodząc jeszcze ze przez chwilę poskacze po
głowie. Ale nie ma co się łudzić, że odjedzie daleko. W najlepszym razie
będzie kręcić się dookoła ciebie przez kilka dni. Gdy będzie wyjątkowo złośliwe
zostanie z tobą nawet kilka miesięcy, a nawet i dłużej aż do momentu, w którym
nie zostaną całkowicie wyeliminowane. Najgorsza sytuacja jest wtedy gdy owo
„coś” będzie siedzieć Ci na ramieniu i zatruwać
ciało i duszę dzień w dzień doprowadzając na skraj wyczerpania psychicznego,
fizycznego albo tego i tego równocześnie.
Takie „coś” ma każdy. „Cosie” różnią się tylko
ciężarem. To może być zarówno sytuacja, jednorazowe zdarzenie czy nawet osoba.
Ja nazywam to coś „głazem” lub „kosą”. Czemu? To proste. Bo albo mnie przygniata
do ziemi i nie pozwala się unieść (głaz), albo gdy mam wrażenie, że już trochę
wleciałem w powietrzę podcina mi skrzydła (kosa) i momentalnie spadam na pysk.
Mogę wyróżnić trzy rodzaje głazów/kos:
1. Lekkie
Z tego typu kosami spotyka się wcześniej czy
później każdy człowiek. Są to przeważnie wydarzenia, które wywołują nagły
wzrost negatywnych uczuć (żal, smutek, złość). Jednak w miarę szybko mijają (w
zależności od człowieka i tego jaki ma charakter), tym szybciej im człowiek
pogodzi się z sytuacją jaka zaistniała i ją zaakceptuje. Do tej kategorii
zaliczam np. śmierć członka rodziny, katastrofę w której zginęła duża liczba
ludzi (z którymi w jakiś sposób czuliśmy się związani mniej lub bardziej), śmierć
ukochanego zwierzaka, różnego rodzaju zawody i rozczarowania (miłosny, zawodowy
itd.)
2. Ciężkie
Tego rodzaju głazy są trudniejsze do
wyeliminowania. W porównaniu do lekkich, są bardziej kłopotliwe ponieważ w
większym stopniu i przez dłuższy czas przeszkadzają nam w pozytywnym myśleniu.
Niby chcesz coś zrobić, a może już nawet to robisz, zdążyłeś zapomnieć o
poprzednich kosach i głazach, aż nagle one wracają i zatruwają twój umysł ze
zdwojoną siłą. Z tego typu kosami można sobie poradzić samemu jednak prawie
zawsze będą trwały do momentu, aż całkowicie nie zostaną zniszczone (lub w 100%
zaakceptowane). Głazy z tej kategorii lubią być „chowane” i traktowane tak
jakby ich nie było w nadziei, że znikną same. Ale muszę Was zmartwić. Nic,
absolutnie NIC samo nie zniknie. Macie problem? Nie chowajcie go pod dywan!
Stańcie z nim w oko w oko i zmierzcie się z nim. Dzięki naszej pracy (czasami
ciężkiej) jesteśmy w stanie raz na zawsze te problemy usunąć. Tutaj zaliczam
takie sytuacje jak np: nawrót choroby, raty kredytów (których nie jesteśmy w
stanie spłacać), problemy z alkoholem bądź narkotykami, hazard.
3.Przygniatające
Ostatnia kategoria głazów. Najsilniejsza,
najbardziej podła, która uniemożliwia normalne egzystowanie. Skrzydła zostały
praktycznie całkowicie urżnięte przez kosę, przez co osoba straciła praktycznie
chęci do życia. Każdemu kogo dopadła taka kosa, trzeba jak najszybciej pomóc.
Człowiek taki nie jest zdolny sam zwalczyć problem (lub jest ale już dawno w to
zwątpił). Osoby przygniecione takim głazem bardzo często uważają, że nie mają
po co lub dla kogo żyć. Pozwalają zatruwać swój mózg i ciało, aż do momentu w
którym nie mają już najmniejszej chęci walczyć i wybierają najprostszą i
najszybszą drogę (w ich mniemaniu) aby uwolnić się od tego ciężaru. Tą drogą
jest śmierć. Do tej kategorii należą np: poważna, nieuleczalna i komplikujące
życie choroba, w której najczęściej jest się zależnym od drugiej osoby, śmierć
osoby z którą spędziło się ¾ swojego życia (rozpacz po utracie najbliższej
osoby) czy długi, których nie jesteśmy w stanie spłacić.
Jeżeli chodzi o mnie, ostatnia kategoria mnie
nie dotyczy, za to dwóch pierwszych mógłbym wymienić co najmniej kilkanaście
głazów i kos, które zarówno od bardzo długiego czasu próbują mnie zatrzymać
przed rozwinięciem skrzydeł i oderwaniem się od ziemi, jak i te które pojawiły
się całkiem niedawno. Niestety, jestem z tych osób, które lubią ukryć głaz
głęboko w szafie w miejscu do którego się nie zagląda i udawać, iż on nie
istnieje a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie bo nie mam powodów
aby się czymkolwiek przejmować. Jednak przychodzą dni, podczas których otwieram
szafę i głazy wraz z kosami wyskakują z niej krzycząc „witaj ponownie! Myślałeś
że zniknęliśmy!!” i przy okazji masakrując mnie psychicznie.
Na szczęście jestem z tych osób, którzy mają
trochę mniej miękkie serce, ale za to twardszą dupę i staram się wszystko
przyjmować na klatę i zamiast ubolewać nad swoim losem, krok po kroczku próbuję
na początku ukruszyć konkretne głazy a w finalnym momencie zetrzeć je na proch.
Pamiętaj,
nie ważne jak wielki głaz nosisz na swoich barkach lub jak wielka jest kosa
podcinająca ci skrzydła zawsze można
znaleźć jakieś rozwiązanie na pozbycie się go lub sprawienie, że będzie można z
nim żyć. Będzie on cały czas obok, ale nie będzie cię ograniczał i
uniemożliwiał spełnienie Twoich życiowych planów. Jeżeli sam sobie nie dajesz
rady ze swoimi kosami, poproś rodzinę lub przyjaciela o pomoc. Idź z bliską
osobą na piwo i wyżal się jej. Czasami
zwyczajna rozmowa potrafi nie tylko pomóc, ale podczas niej możecie razem wpaść
na to jak usunąć (jeżeli nie wszystkie, to chociaż niektóre) głazy. Spróbować
nie zaszkodzi, a korzyści z takiej rozmowy mogą być ogromne. Pamiętajcie, co
dwie głowy to nie jedna!
RK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz