wtorek, 26 stycznia 2016

Możesz latać!

Gdyby nie kilka rzeczy, które Cię przygniatają do gleby.

Wszystko dobrze się układa, czujesz że jest coraz lepiej, a twoje życie w końcu zaczyna być znośne. 
I nagle boooom! Staje się coś, co w kilka sekund sprowadza cię do parteru wymierzając przy tym kilka kopów w brzuch, a odchodząc jeszcze ze przez chwilę poskacze po głowie. Ale nie ma co się łudzić, że odjedzie daleko. W najlepszym razie będzie kręcić się dookoła ciebie przez kilka dni. Gdy będzie wyjątkowo złośliwe zostanie z tobą nawet kilka miesięcy, a nawet i dłużej aż do momentu, w którym nie zostaną całkowicie wyeliminowane. Najgorsza sytuacja jest wtedy gdy owo „coś” będzie siedzieć Ci na ramieniu i zatruwać  ciało i duszę dzień w dzień doprowadzając na skraj wyczerpania psychicznego, fizycznego albo tego i tego równocześnie.

Takie „coś” ma każdy. „Cosie” różnią się tylko ciężarem. To może być zarówno sytuacja, jednorazowe zdarzenie czy nawet osoba. Ja nazywam to coś „głazem” lub „kosą”. Czemu? To proste. Bo albo mnie przygniata do ziemi i nie pozwala się unieść (głaz), albo gdy mam wrażenie, że już trochę wleciałem w powietrzę podcina mi skrzydła (kosa) i momentalnie spadam na pysk.

Mogę wyróżnić trzy rodzaje głazów/kos:

1. Lekkie
Z tego typu kosami spotyka się wcześniej czy później każdy człowiek. Są to przeważnie wydarzenia, które wywołują nagły wzrost negatywnych uczuć (żal, smutek, złość). Jednak w miarę szybko mijają (w zależności od człowieka i tego jaki ma charakter), tym szybciej im człowiek pogodzi się z sytuacją jaka zaistniała i ją zaakceptuje. Do tej kategorii zaliczam np. śmierć członka rodziny, katastrofę w której zginęła duża liczba ludzi (z którymi w jakiś sposób czuliśmy się związani mniej lub bardziej), śmierć ukochanego zwierzaka, różnego rodzaju zawody i rozczarowania (miłosny, zawodowy itd.)

2. Ciężkie
Tego rodzaju głazy są trudniejsze do wyeliminowania. W porównaniu do lekkich, są bardziej kłopotliwe ponieważ w większym stopniu i przez dłuższy czas przeszkadzają nam w pozytywnym myśleniu. Niby chcesz coś zrobić, a może już nawet to robisz, zdążyłeś zapomnieć o poprzednich kosach i głazach, aż nagle one wracają i zatruwają twój umysł ze zdwojoną siłą. Z tego typu kosami można sobie poradzić samemu jednak prawie zawsze będą trwały do momentu, aż całkowicie nie zostaną zniszczone (lub w 100% zaakceptowane). Głazy z tej kategorii lubią być „chowane” i traktowane tak jakby ich nie było w nadziei, że znikną same. Ale muszę Was zmartwić. Nic, absolutnie NIC samo nie zniknie. Macie problem? Nie chowajcie go pod dywan! 
Stańcie z nim w oko w oko i zmierzcie się z nim. Dzięki naszej pracy (czasami ciężkiej) jesteśmy w stanie raz na zawsze te problemy usunąć. Tutaj zaliczam takie sytuacje jak np: nawrót choroby, raty kredytów (których nie jesteśmy w stanie spłacać), problemy z alkoholem bądź narkotykami, hazard.

3.Przygniatające
Ostatnia kategoria głazów. Najsilniejsza, najbardziej podła, która uniemożliwia normalne egzystowanie. Skrzydła zostały praktycznie całkowicie urżnięte przez kosę, przez co osoba straciła praktycznie chęci do życia. Każdemu kogo dopadła taka kosa, trzeba jak najszybciej pomóc. Człowiek taki nie jest zdolny sam zwalczyć problem (lub jest ale już dawno w to zwątpił). Osoby przygniecione takim głazem bardzo często uważają, że nie mają po co lub dla kogo żyć. Pozwalają zatruwać swój mózg i ciało, aż do momentu w którym nie mają już najmniejszej chęci walczyć i wybierają najprostszą i najszybszą drogę (w ich mniemaniu) aby uwolnić się od tego ciężaru. Tą drogą jest śmierć. Do tej kategorii należą np: poważna, nieuleczalna i komplikujące życie choroba, w której najczęściej jest się zależnym od drugiej osoby, śmierć osoby z którą spędziło się ¾ swojego życia (rozpacz po utracie najbliższej osoby) czy długi, których nie jesteśmy w stanie spłacić.


Jeżeli chodzi o mnie, ostatnia kategoria mnie nie dotyczy, za to dwóch pierwszych mógłbym wymienić co najmniej kilkanaście głazów i kos, które zarówno od bardzo długiego czasu próbują mnie zatrzymać przed rozwinięciem skrzydeł i oderwaniem się od ziemi, jak i te które pojawiły się całkiem niedawno. Niestety, jestem z tych osób, które lubią ukryć głaz głęboko w szafie w miejscu do którego się nie zagląda i udawać, iż on nie istnieje a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie bo nie mam powodów aby się czymkolwiek przejmować. Jednak przychodzą dni, podczas których otwieram szafę i głazy wraz z kosami wyskakują z niej krzycząc „witaj ponownie! Myślałeś że zniknęliśmy!!” i przy okazji masakrując mnie psychicznie.  
Na szczęście jestem z tych osób, którzy mają trochę mniej miękkie serce, ale za to twardszą dupę i staram się wszystko przyjmować na klatę i zamiast ubolewać nad swoim losem, krok po kroczku próbuję na początku ukruszyć konkretne głazy a w finalnym momencie zetrzeć je na proch.


 Pamiętaj, nie ważne jak wielki głaz nosisz na swoich barkach lub jak wielka jest kosa podcinająca ci skrzydła  zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie na pozbycie się go lub sprawienie, że będzie można z nim żyć. Będzie on cały czas obok, ale nie będzie cię ograniczał i uniemożliwiał spełnienie Twoich życiowych planów. Jeżeli sam sobie nie dajesz rady ze swoimi kosami, poproś rodzinę lub przyjaciela o pomoc. Idź z bliską osobą na piwo i wyżal się jej.  Czasami zwyczajna rozmowa potrafi nie tylko pomóc, ale podczas niej możecie razem wpaść na to jak usunąć (jeżeli nie wszystkie, to chociaż niektóre) głazy. Spróbować nie zaszkodzi, a korzyści z takiej rozmowy mogą być ogromne. Pamiętajcie, co dwie głowy to nie jedna!

RK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz