niedziela, 24 stycznia 2016

Zabijam ptaki.

I będę robił to dalej.


Przeczytałem na masowym medium informacyjno-rozrywkowym Gazeta.pl artykuł, w którym to poruszono kwestie dokarmiania ptaków zimą. Już sam tytuł artykułu poinformował mnie iż jestem zabójcą, ponieważ mam czelność karmić gołębie, kaczki, łabędzie i inne ptactwo chlebem. Tak, tak. Proszę Państwa, rzucanie wyżej wymienionym osobnikom czerstwego pieczywa je zabija. Wywołuje u nich różnego rodzaju ptasie choroby jak „anielskie skrzydła”. Poszukałem więcej informacji na temat tej choroby i wiecie co? Podczas mojej wizyty w parku nie zauważyłem żadnego, ale to kompletnie żadnego ptaka, u którego występowałyby objawy wyżej wymienionej choroby (a tego dnia widziałem naprawdę sporo ptactwa różnego rodzaju). I jak to rozumieć? Że akurat ludzie, którzy mieszkają w okolicy tego dużego, najładniejszego w mieście parku stosują się do rad „naukowców” którzy mówią,
że karmienie kaczorów, łabędzi i łysek chlebem to dla nich wyrok śmierci 
i postanowili wziąć sobie te rady do serca? Gówno prawda. Robią dokładnie to samo, co ludzie w innych miastach. Karmią ptactwo pieczywem. Dlaczego więc te kaczki i łabędzie, które widziałem w parku (i oczywiście, a jakże karmiłem je kilkudniowym chlebem) wyglądały na zdrowe i pełne energii? Może właśnie dlatego, że nie muszą walczyć ze sobą o każdy gram jakiegoś zgniłego glona znalezionego na dnie stawu, w miejscu gdzie akurat lód trochę stopniał i przez co umożliwił dostęp do wody, tylko dlatego że jedzenie same do nich przychodzi przez co nie muszą marnować cennej energii na nurkowanie w wodzie i gmeranie dziobem w mulastym dnie?

Czemu, w żadnym artykule na temat zabójczego wpływu karmienia ptaków chlebem nie ma podanych danych? Ptak może rozchorować się po
10 gramach zjedzonej czerstwej bułki czy po 2 kilo? Kolejna kwestia to sama natura żywych stworzeń. Jak taka kaczka ma pod dostatkiem swojego naturalnego pokarmu­ (Wiosna, Lato, Jesień) to nie podpływa ochoczo do każdej osoby, która stanie na brzegu stawu bądź jeziorka i nie rzuca się na serwowane jedzenie jak ludzie na promocje w biedronce. Jak ma ochotę to skubnie trochę chleba, a jak nie to opadnie na dno i nawet nie ma zamiaru po niego nurkować, raz ponieważ robiła to wcześniej i już nie ma na to ochoty, a dwa że pewnie to co opadło na dno zostało już zjedzone przez innych mieszkańców zbiornika wodnego.

Odkąd pamiętam, już jako mały szkrab chodziłem z dziadkami do pobliskiego parku gdzie w okolicach stawu zawsze kręciło się mnóstwo kaczek
i kaczorów i z wielką radością rzucałem im chleb, który wcześniej babcia przygotowała w domu. Najlepszym momentem podczas tej czynności był ten,
w którym wszystkie kaczki zaczęły grupować się w jednym miejscu i donośnie kwakać. Niejednemu malcowi taka sytuacja na pewno potrafi sprawić duża przyjemności. I jak mnie pamięć nie myli (a nie jest ona najgorsza) również nie zwróciłem uwagi, że kaczką skrzydła rosną do góry. Wtedy nikt nie grzmiał, że dając ptakom chleb zabijamy i jakoś przez 25 lat kaczki nie wyginęły z tego powodu.


Tak więc oficjalnie przyznaję się do tego, że jestem mordercą. Mordercami są też członkowie mojej rodziny, moi znajomi a także te wszystkie osoby (włącznie z małymi dziećmi), które można spotkać w każdym parku. Jesteśmy mordercami dlatego, że nie chcemy wyrzucać do śmietnika czerstwego pieczywa, które leży już w domu kilka dni (ileż można odkładać pieczywo na bułkę tartą) tylko postanowiliśmy pokroić to pieczywo, wybrać się do pobliskiego parku i rozrzucić je dla okolicznego ptactwa. I wiecie co? Dopóki nie zobaczę na własne oczy ptaków ze zdeformowanymi skrzydłami czy leżących martwych nad brzegiem stawu, dopóty będę dalej dokarmiał ptaki trzydniowym chlebem czy czerstwą bułką. I jak ktoś z tego powodu będzie mnie nazywał „okrutnym zabójcą” nie będę czuł się źle z tego powodu.



RK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz