środa, 27 stycznia 2016

Wściekłe gary,

czyli facet w kuchni gotujący dla dzieciaków.

Na początek pytanie. Gotowanie dla dzieci potrafi człowieka:
a)      Zadziwić
b)      Wykończyć
c)       Rozśmieszyć
d)      Nauczyć czegoś nowego

Według mnie wszystkie odpowiedzi są prawidłowe! Każdy kto gotuje dla dzieci w wieku przedszkolno- szkolnym, wie że jest to czas zarówno poznawania nowych smaków przez maluchów i co za tym idzie jedzeniowego buntu. Mam na myśli nie tylko codzienna walkę przy stole oto aby małe diabełki zjadły chociaż odrobine warzyw, ale też sytuacje w której ulubione mięsko podane zostało z innym sosem i już automatycznie staje się niezjadliwe. Pół biedy gdy musimy nakarmić jednego malca, gorzej robi się przy dwójce, a myśl o większej liczbie dzieciaków do wykarmienia jest dla mnie trochę przerażająca. Ale może to kwestia wprawy i doświadczenia.

Obiady na następny tydzień planuję w piątek. I wcale nie jest to taka prosta sprawa. Nie wystarczy zrobić listy zakupów. Aby ją zrobić najpierw muszę wiedzieć co chce ugotować. A raczej nie tyle co ja chcę ugotować tylko co takiego MOGĘ ugotować aby dzieciaki zechciały na to w ogóle spojrzeć i jak szczęście mi dopisze to nawet zjeść ze smakiem. Dlatego tworzenie listy zakupów zaczynam od wertowania różnych rodzajów książek kucharskich
i stron internetowych z przepisami kulinarnymi. Niestety, rzadko się zdarza, żeby przepis który mnie zainteresował był idealny i składał się tylko z tych składników, które są (według mojej oceny) tolerowane przez dzieciarnie. W większości przypadków muszę połączyć dwa lub trzy różne przepisy.
Dwa składniki ująć, jeden dodać, zamienić paprykę ostrą na łagodną, a zamiast fasolki szparagowej dodać kalafiora. Całe szczęście jako takie pojęcie co lubią dzieciaki już mam więc gotowanie nie jest zupełną ruletką smakową. Gdy menu na następny tydzień jest skończone lista zakupów powstaje szybko.

Mógłbym iść na łatwiznę i co tydzień przyrządzać spaghetti bolognese, nuggetsy z kurczaka z frytkami czy curry wurst (danie kuchni niemieckiej składającej się z grillowanej kiełbaski podawanej z sosem curry na bazie ketchupu). Ale... no właśnie ale. Jestem osobą, która po pierwsze: nie obiera najprostszej drogi do celu (tylko zdechłe ryby płyną z prądem), a po drugie: nie ma w zwyczaju ulegać presji innych (dzieciaki by najchętniej jadły tylko wyżej opisane potrawy i potrafią się ich do znudzenia domagać).

Z moimi podopiecznymi jest jeszcze kwestia tego typu iż: jeden lubi ziemniaki drugi nie, jeden ubóstwia mięso, drugi nie cierpi. Tak samo wygląda sprawa z ryżem, kaszami i różnego rodzaju warzywami i owocami (chociaż za tymi produktami obydwaj nie przepadają). Nie mają natomiast problemu
z makaronem, sosami na bazie pomidorów, puree ziemniaczanym czy frytkami. Tak więc sami widzicie, iż muszę się dość znacznie wysilić nie tylko podczas samego gotowania ale również w czasie doboru składników, a także i w chwili spożywania posiłku (za każdym razem nakłaniając dziatki do spróbowania tego czy tamtego…).

Dlaczego gotowanie dla dzieci może być  jednocześnie zadziwiające, wykańczające, śmieszne i edukacyjne? Zawsze jestem zdziwiony kiedy w moim mniemaniu ugotowałem  coś tak pycha, że dzieciaki będą się tym zażerały, a w rzeczywistości nawet nie chcą tego wziąć do ust
i w drugą stronę jak uważam, iż coś nie do końca mi wyszło a jedno z drugim zjadło wszystko nawet nie wiedząc kiedy i jeszcze proszą o dokładkę.
Nie zapomnę do jakiego stanu wykończenie doprowadziło mnie przyrządzaniu paluszków rybnych własnej roboty. Może to kwestia wprawy, ale ja robiłem je po raz pierwszy i spędziłem przy nich około 5 godzin wliczając czas, w którym masa rybna leżała w zamrażalniku. I gówno z tego wyszło za przeproszeniem, bo masa nie zastygła (no może troszeczkę) i była konsystencji półpłynnej. I weż to człowieku spanieruj i usmaż. Kuchnia wyglądała jak jedno wielkie pobojowisko, a ja sam niestety jak bym wracał na tarczy. Nigdy więcej powiedziałem sobie.
Śmieszy mnie bardzo jak dzieciaki próbują (same lub za moją prośbą) nowych produktów i gdy im nie smakują robią przy tym komiczne miny. Tak sobie teraz myślę, że robią już takie miny za nim nawet wezmą nowe warzywo, owoc czy potrawę do buzi.
Przez ten cały czas, przez który gotowałem (i nadaj gotuję) szkrabom, poznałem tryliardy nowych przepisów i połączeń smaków , o których wcześniej nawet bym nie pomyślał. Niektóre dania, które przyrządzam dla młodych wystarczy trochę zmodyfikować i sprawdzą się doskonale podane np: podczas kolacji ze znajomymi. Tak więc poprzez gotowanie dla dzieci też można się czegoś nowego nauczyć.
RK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz