środa, 30 marca 2016

Wyjazd do Polski #2- Przyjazd, pobyt i Święta

Nareszcie po ponad pół rocznej rozłące i 20 godzinach podróży zawitałem w rodzinne strony. Wizyta nie za długa bo tylko trochę ponad tydzień, jednak po takim okresie mojej nieobecności nawet tych kilka dni traktuję jako urlop
w jakimś super kurorcie turystycznym i ani pogoda, ani czas, który (odnoszę takie wrażenie) jeszcze jak na złość  przyśpieszył.

Przez 6 miesięcy spędzonych za granicą kraju trochę się nazbierało spraw, które wymagały mojego osobistego stawiennictwa w różnego rodzaju urzędach i firmach. Tak więc od razu po zawitaniu do mojego rodzinnego miasta wybrałem się do urzędu w celu wyrobienia nowego dowodu osobistego. Oczywiście okres oczekiwania na nowy dokument przewyższał ilość dni moich odwiedzin. A że sprawę z wyrobieniem nowego dokumentu tożsamości przespałem, obecny traci ważność lada moment, a paszportu brak, za granicą, nawet mimo tego iż nadal w Europie, bez ważnego dokumentu stwierdzającego tożsamość tak jakoś nie ciekawie. Miałem szczęście, że pani w okienku była bardzo miła i po przedstawieniu jej mojego przypadku powiedziała, że pociągnie za odpowiednie sznurki i postara się przyśpieszyć wyrobienie nowego dowodu. Czy się uda zobaczę przed wyjazdem. Jeżeli tak, jakaś bomboniera czy dobra kawa w geście wdzięczności dla Pani Urzędniczki na pewno będzie.

Później nastąpiło oczywiście witanie się z rodziną i znajomymi. Okres mojej nieobecności w PL nie był jakiś znowu nie wiadomo jak długi, tak więc i przywitanie nie były super wylewne. Tym bardziej, iż z rodziną widziałem się dopiero co bo na Święta Bożonarodzeniowe (przyjechali do mnie), a ze znajomymi mam stały kontakt więc można powiedzieć,
że mentalnie byłem w Polsce cały czas, a  w DE tylko fizycznie.

Czas trzeba było podzielić na załatwianie różnego rodzaju spraw, Święta spędzone w gronie rodzinnym i spotkania ze znajomymi. I chyba jakoś udało mi się to wszystko pogodzić. Znalazł się czas na odwiedzenie cmentarzy i zapalenia świeczki bliskim, pomoc przy przygotowaniu świątecznych potraw, wypicie piwa i pogaduchy ze znajomymi a nawet na jakieś małe zakupy. Nie jestem z tych osób co potrzebują odwiedzić nie wiadomo ile sklepów, bazarów czy innego tego typu miejsc. Przeważnie to co chce kupić i zabrać ze sobą do Niemiec mogę znaleźć z najbliższej okolicy. Z resztą autobusami i tramwajami najeżdżę się w RFN więc jak w Polsce mam do wyboru jechać do centrum handlowego, które znajduje się kilkanaście kilometrów dalej czy przejść się na piechotę do sklepu mniejszego, ale gdzie mogę kupić to samo co tam wybieram zawsze tą drugą opcję. Nie tylko zdrowiej ale i mogę obserwować czy coś się nie pozmieniało przez czas mojej nieobecności albo najzwyczajniej w świecie odwiedzić „stare kąty”.

Co do samych Świąt. Cóż, nie mam co udawać, że należę do tych osób, które czują jakiś specyficzny nastrój w okresie świątecznym, lubią i cieszą się z możliwości spotkania w większym gronie przy stole. Nigdy nie lubiłem takich spotkań, uważam że ludzie nie czują się podczas nich komfortowo i na luzie. Ale co roku jednak przychodzą i zasiadają przy stole wraz z resztą rodziny zarówno tą bliższą jak i dalszą, bo tak nakazuje tradycja, a tradycji trzeba być wiernym. Wszystko zaczyna się już od „kłótni”, kto robi jakie danie, co ma stać na stole a co nie, co do picia, a jakie ciasto na deser no
i przecież na tym stole nie ma już miejsca na nic więcej ale jeszcze półmisek z jajkami z majonezem i miseczka
z grzybkami marynowanymi musi się zmieścić… Mam wrażenie, że spora cześć ludzi cieszy się, że Święta świętami ale dobrze, że już się skończyły, bo w końcu można odpocząć. Dla mnie różnego rodzaju Święta, z okazji których większa część rodziny zbiera się przy stole i „próbuje” normalnie się zachowywać, są po prostu męczące.

Podsumowująć, przez te kilka dni w Polsce, załatwiłem sporo spraw. Tych bardziej jak i mniej pilnych. Odwiedziłem rodzinę, spotkałem się ze znajomymi i razem spędziliśmy miło czas. Uśmiałem się tak jak za czasów przed wyprowadzką do Niemiec i chyba tego najbardziej mi brakowało. Śmiać się w niebogłosy, w gronie bliskich mi osób i nie zawsze
z mądrych rzeczy lub sytuacji… Jeżeli chodzi o Święta to moje zdanie, które mam od kilku lat pozostaje niezmienne. Święta jak najbardziej, ale najchętniej raz na kilka lat i małą ilością bądź całkowitym brakiem alkoholu bo pić trzeba umieć, a niestety nie wszyscy umieją, a i zamieszanie wywołane przez Święta nie jest warte tych paru godzin siedzenia przy wspólnym stole.

RK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz