czwartek, 11 lutego 2016

Ciężki dzień. (I)


Ufff. Jeden z tych cięzkich dni. 10 godzin z dzieciakami do tego gotowanie 2 daniowego obiadu, ciasteczek i sprzątanie pokoju zabaw, który mieliście okazję zobaczyć w tym poście.

Chyba trochę współczuję rodzicowi, który w teorii nie pracuje (no bo jaka to praca siedzieć w domu na dupie i zajmować się dzieckiem), a pod koniec dnia pada na ryj. Chodzi mi o to, iż wiem jak taka „nie praca” potrafi wyssać energie z człowieka.

Można oczywiście puścić dziecku bajkę, włączyć telewizję, komputer lub dać komórkę do zabawy. Kilka godzin spokoju gwarantowane. Gorzej jak dzieciaki mają pozwolenie na oglądanie telewizji lub granie na konsoli tylko przez określoną ilość czasu, dajmy na to godzinne dziennie. Przez resztę dnia pozostają zabawki manualne, gry planszowe, pluszaki i generalnie wszystkie co nie jest elektroniczne (wyjątek: miecz świetlny bo on jest na baterie).

Taka godzinka na oglądanie telewizji bądź granie na konsoli potrafi być bardzo pomocna. W moim przypadku sprawdza się tekst: „Możesz pograć na konsoli ale najpierw... (i tutaj wymieniam wszystkie rzeczy, które chce aby dzieciak zrobił, lub które po prostu zrobić musi typu: ubranie się, odrobienie pracy domowej, posprzątanie zabawek)”.  I jak to z dzieciakami była, często wykonają te czynności „po łbach” lecz ze mną nie ma zmiłuj. Robią ją do tego czasu, aż stan wykonania nie zostanie przeze mnie „względnie” zaakceptowany. Później mogą sobie pograć lub pooglądać tv.

Po tej godzinie z kolei następują moment, w którym na wszystko o co poproszę dzieciaki z góry mają odpowiedź „nie”. Wielce obrażone małe ludziki
z powodu mojej interwencji i wyłączenia im konsoli po wcześniejszych tryliardach próśb, żeby zrobiły to same. Zazwyczaj nie trwa to długo. Przeważnie przez kilkanaście minut do momentu, aż zaczną się nudzić bądź pobiją się i któryś przyleci do mnie z płaczem.

Na szczęście ferie mają się już ku końcowi i od nowego tygodnia wracam to standardowego planu pracy (ulga). Poniżej efekty moich dzisiejszych walk
w kuchni. Zdjęć ciasteczek nie zrobiłem. Miałem mało czasu, gdyż śpieszyłem się na autobus i wyleciało mi z głowy. Z resztą i tak wyszły jakieś takieś diwne...

RK 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz