Niedziela to dzień wolny od pracy, który
(teoretycznie) spędza się w gronie rodzinnym. W wielu domach w niedziele cała
rodzina zasiada do wspólnego obiadu (u mnie tak było kiedyś, z upływem czasu ten
zwyczaj zanikł, co jest trochę smutne). No i oczywiście nieodłączny rosół z
makaronem, schabowe
z tłuczonymi ziemniakami i mizeria. Standard. Również standardowe było (i nadal jest), że po „rosołowym” dniu przyjdzie czas na dzień pomidorowej…
z tłuczonymi ziemniakami i mizeria. Standard. Również standardowe było (i nadal jest), że po „rosołowym” dniu przyjdzie czas na dzień pomidorowej…
Sytuacja opisana powyżej dotyczy Polski. W Niemczech
sytuacja wygląda troszkę inaczej. Owszem podobnie jak w PL niedziela jest dniem
wolnym od pracy (wszystkie sklepy pozamykane, bez wyjątków) i również rodziny
spędzają ten dzień razem. Różnica polega na tym, iż rodziny, które na to stać
(czyli praktycznie większość) zamiast spożywać w domu obiad „hand-made” ruszają
szturmem do okolicznych lokali gastronomicznych, restauracji, zajazdów, knajp i
knajpeczek.
Niemieccy (i nie tylko) przedsiębiorcy
oczywiście zwrócili uwagę na zamiłowanie niemieckich rodzin do „gastronomicznych
wypadów” i szybko wypełnili niszę. W związku z tym w dużych miastach i ich
najbliższych okolicach nie ma chyba odcinka 5 kilometrów, na którym nie
działała by jakaś restauracja, zajazd czy inny lokal gastronomiczny.
Jak już wspomniałem we wcześniejszych postach
w Niemczech prym wiedzie kuchnia ciężka i tłusta więc lokali serwujących takie
dania jest najwięcej, jednak jak ktoś dobrze poszuka znajdzie restauracje
serwującą dania kuchni greckiej czy francuskiej, które są trochę bardziej „fit”.
Niemcy lubią szybkie jednogarnkowe dania, nie
spędzają wiele czasu w kuchni. Nie są jednak leniwi. Tak więc lenistwo nie jest
powodem odwiedzin restauracji. Moim zdaniem wpływ na to mają dwie rzeczy: po
pierwsze Niemcy lubią spędzać czas ze znajomymi, a niedzielne popołudnie jest na
to idealnym momentem, a jak jeszcze można spędzić ten czas w miejscu, w którym
napełnia się brzuch i w którym ktoś
ugotuje za nich i jeszcze podstawi pod nos to już w ogóle pełnia szczęścia. Po
drugie życie w Niemczech w porównaniu tutejszych zarobków nie jest ciężkie. Dwie
osoby zarabiające nawet minimalną pensje są w stanie raz w miesiącu wraz z
dziećmi pozwolić sobie na taki niedzielny wypad i ich domowy budżet na tym nie
ucierpi.
RK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz