sobota, 27 lutego 2016

Gadżetom w kuchni mówię NIE!


Oglądając różnego rodzaju programy kulinarne zawsze myślałem jakby to fajnie było mieć te wszystkie urządzenia, którymi dysponują prowadzący. Te wymyślne miksery z mnóstwem nakładek do tego z obracającą się miską, przyrząd oddzielający żółtko od białka, frytkownicę czy maszynkę do „prasowania” ciasta np. na pierogi. Kto by nie chciał mieć sprzętów, które praktycznie same za Ciebie wszystko zrobią, a Tobie nie zostanie nic do roboty oprócz zjedzenia tych wszystkich wyczarowanych pyszności.
I tak jak z wieloma rzeczami, które wyglądają super w TV tak samo jest z urządzeniami kuchennymi. Tylko super wyglądają…
Od jakiegoś czasu mam możliwość gotowania w kuchni, która jest wyposażona we wszelakiego rodzaju gadżety
i pomoce kuchenne mają za zadanie przyśpieszyć lub sprawić, aby gotowanie stało się przyjemniejsze. Żeby nie przedłużać. Przez ponad 6 miesięcy: robota kuchennego używałem może ze 3 razy, przyrządu do siekania raz, wyciskarki do soków (elektrycznej) ani razu, krajalnicy do pieczywa ani razu, urządzenia do gotowania ryży nigdy, przyrządu do tarcia, krojenia, szatkowania warzyw również nigdy. Tym sposobem, mógłbym jeszcze kilka, kilkanaście przykładów wymienić.
Dlaczego te wszystkie urządzenia, które są może i nawet praktyczne nie przypadły mi do gustu? Pewnie dlatego,
iż jestem osobą która w kuchni podczas gotowania lubi mieć ład i porządek. Staram się po każdej czynności na bieżąco ogarniać w około siebie, aby gdy przygotowany posiłek zostanie zjedzony do posprzątanie zostały tylko te rzeczy, które były podczas niego używane (kilka talerzy, sztućce ewentualnie jakiś garnek). Dopada mnie biała gorączka jak
w zlewie czeka stos brudnych naczyń i przyrządów, które były wykorzystywane podczas pichcenia i do tego jeszcze dochodzą rzeczy, z których jedliśmy. No bo po 2 godzinach spędzonych przy garach kolejne 30 minut przeznaczyć jeszcze na zmywanie i oporządzanie tego bałaganu jaki się „sam zrobił” podczas kucharzenia potrafi zirytować.
Przeważnie urządzenia, które mają nam ułatwić pracę w kuchni składają się z kilku-kilkunastu elementów, które niejednokrotnie po skończonej pracy trzeba dokładnie umyć co by jakaś pleśń bądź rdza na tym nie urosła. I czas leci. Żeby wyjąć z szafki maszynę do gotowania ryżu, ale żeby to zrobić trzeba przedtem wyciągnąć kilka innych rzeczy, które są częściej używane, nastawić ryż później umyć urządzenie ryżowe po czym znowu akcja z upychaniem wszystkiego w szafce. I czas leci. Szatkownica, jej umycie dopiero potrafi człowieka doprowadzić do pasji. Jak ktoś miał wątpliwą przyjemność korzystać z niej, wie co mam na myśli.
Oczywiście „gadżetem” kuchennym (w moim mniemaniu) w żadnym wypadku nie jest dobrej jakości (naprawdę dobrej jakości, z grubym dnem i powłoką zapobiegającą przywieraniu) garnek, odpowiednia duża (najlepiej z grubego kawałka drewna) deska do krojenia czy dobrze naostrzony nóż, który nie stępi się po pokrojeniu 3 papryk. Rzeczy wymieniowe wyżej są rzeczami, które powinny być w KAŻDEJ kuchni, nie tylko tej profesjonalnej ale również i tych domowych (które czasami się równie profesjonalne).
Ja gadżetom, które mają ułatwić pracę w kuchni mówię „nie”. Oprócz porządku w kuchni nie tylko po gotowaniu ale
i w trakcie, liczy się dla mnie czas. A to ile jego potrzeba na wyciągnięcie, zmontowanie, użycie, rozmontowanie, umycie i schowanie niektórych takich urządzeń jest dla mnie nie do zaakceptowania.  Tak więc całkiem świadomie rezygnuję
z takich gadżetów na rzecz zwyczajnego ostrego, dobrego jakościowo noża, drewnianej, dużej dechy do krojenia
i porządnego zestawu garnków. Ale istnieje możliwość, że to tylko moja wymówka przed przyznaniem się, iż nie poszedłem z duchem czasu i zamiast używać robotów kuchennych, urządzeń do odcinania łepków od ugotowanych na twardo jaj i elektrycznych krajalnic do pieczywa, jestem „kuchennym dinozaurem” korzystającym z noża i garnków jak 100 lat temu…

RK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz