środa, 24 lutego 2016

Kali jeść krowa,

czyli nauka języka w obcym kraju.
Wyjechałem do DE z poziomem znajomości języka, który określił bym w skali od 1 do 10 na bardzo mocne 1­+. Wcześniej uczyłem się języka w szkole.
A raczej wypadało by powiedzieć, że miałem taki przedmiot w szkole, bo do tego żebym się go uczył trochę brakowało. Oczywiście tylko i wyłącznie
z powodu mojego lenistwa do nauki, gdyż (szczególnie w liceum) nauczycielki znały się na tym co robią i potrafiły w odpowiedni sposób przekazać wiedzę.

Tak więc, po dotarciu do Niemiec moja językowa sytuacja wyglądała tak, że sporo rozumiałem jak ktoś do mnie mówił (o ile mówił prosto
i nieskomplikowanie), problem był z formułowaniem odpowiedzi, gdyż moja znajomość słówek była na bardzo, bardzo kiepskim poziomie.

Oczywiście jak człowiek wejdzie między wrony musi (powinien?) krakać tak jak one. Bombardowanie obcym językiem codziennie ze wszystkich stron (telewizja, radio, sklep, rozmowy z innymi ludźmi) jest pomocne z nauce. Przez osłuchiwanie się też się uczymy. Jednak mi najbardziej pomógł codzienny kontakt z dzieciakami, które mówią dość prosto i nieskomplikowanie i uczęszczanie na kursy.

Praktycznie od razu po przyjeździe zapisałem się do szkoły językowej. Pierwszy kurs jaki robiłem nazywał się „Intensywny kurs nauki języka niemieckiego” i był na poziomie A 2.1 (Skala językowa: A 1.1, A 1.2, A 2.1, ….. C.2.2). Poziom A 2.1 jest co by nie mówić dla trochę bardziej zaawansowanych początkujących. Dużo gramatyki, proste teksty do czytania, proste wypowiedzi. Kurs taki trwa 3 miesiące. Dwa razy w tygodniu
po 3 godziny. Niestety mam możliwość uczęszczania na taki kurs tylko w godzinach wieczornych czyli od 18.30 do 21.30. Niestety dlatego, iż  po całym dniu czasami jestem padnięty i wykrzesanie z siebie koncentracji na 3 godzinny nauki obcego języka jest ciężkie.

Obecnie skończyłem kurs A 2.2 i lada dzień zaczynam B 1. Jakie są moje wrażenie po 6 miesiącach w DE w odniesieniu do próby opanowania języka?
Cóż, jest na pewno lepiej. Procentowo to jakoś o 200% lepiej. Wizyta w sklepie, banku czy recepcji szkoły językowej nie jest problemem. Rozumiem dużo więcej niż zaraz po przyjeździe, nauczyłem się masę nowych słówek i zwrotów. 3 godzinne spotkania z osobą również pochodzącą z innego kraju,
i rozmawianie tylko i wyłącznie po niemiecku również nie sprawia kłopotów. Ale chyba każdy po pół roku w innym kraju osiągnął by taki stopień znajomości języka jak ja. To żadna wielka rzecz. A jeżeli mimo wszystko po takim czasie nie potrafił by załatwić na mieście swoich spraw (mam na myśli sprawy codzienne: zakupy, zamawianie w restauracji itd.), to chyba jest kretynem bądź wykazuje zerowe chęci do nauki.

Co mogę polecić osobom, które zamierzają wyjechać do innego kraju ale nie znają języka? Nie popełniajcie takich błędów jakie ja robiłem i robię nadal,
ale staram się poprawiać. Oglądajcie dużo programów telewizyjnych w języku, który chcecie opanować, słuchajcie radia, cokolwiek co pomoże osłuchać
się z obcym słownictwem. Rozmawiajcie, rozmawiajcie i jeszcze raz rozmawiajcie w obcym języku z innymi ludźmi. A jak czegoś nie rozumiecie to nie wstydźcie się zadawać pytań bądź prosić swojego rozmówcę i powtórzenie nawet używając innych, mniej skomplikowanych słów. To bardzo ważne,
tak najszybciej się nauczycie. Dla przykładu: ja za dużo czasu spędzałem w towarzystwie osób, z którymi porozumiewałem się TYLKO w języku polskim,
co nie pozwalało mi rozwijać się językowo, a na pewno nie w takim stopniu jakbym spędził taką samą ilość czasu oglądając TV bądź „próbując” rozmawiać z Niemcami. 
Jeżeli tylko inni nie będą  rzucali kłód pod nogi. Wtedy, gdy masz wystarczająco „twardą dupę” poradzisz sobie ze wszystkim. Małymi kroczkami do celu.


RK 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz